sobota, 28 listopada 2015


      Prolog

"Złe zaklęcie"

       - Aria? Dasz sobie radę-zapytał z przerażeniem w głosie Magnus.
     -Ja? Miałabym sobie nie dać rady? Przecież wiesz, że zawsze daje z siebie wszystko-stwierdziłam oburzona. I powłóczyłam długim spojrzeniem po twarzach moich przyjaciół. Jace jak zawsze nie odwracał wzroku od Clary, tak samo jak Simon od Izzy i Alec od Magnusa. Cholera- pomyślałam- muszę sobie w końcu kogoś znaleźć. Pokręciłam głową skonsternowana.- Dobra to ja już będę lecieć do tej Anglii, wiecie mam nadzieję, że jeszcze zdążę na herbatkę o piątej.
- Ale ty wiesz, że tam jest już grubo po piątej?-powiedział z przekonaniem Simon.
-Dzięki. Serio,nie domyśliłabym się, ale wiesz dla tak ważnego gościa jak ja na pewno zrobią wyjątek i podadzą tą pieprzoną herbatę.
- Wow, poluzuj trochę stanik,bo cię chyba za bardzo ciśnie. - stwierdził sarkastycznie Jace.
-A ty, kup sobie większe gatki, bo coś ci się wżyna.
-Ooo, no Aria widzę że dokonałaś szczegółowych oględzin.
Już miałam mu odpowiedzieć jakimś zgryźliwym komentarzem kiedy do naszej rozmowy wtrącił się Magnus:
- Hej! Dość tego. Aria pamiętasz zaklęcie? Czy może mam ci dać księgę? -skinęłam głową i wyciągnęłam ręce w jego stronę. Po chwili miałam już ją w dłoniach i wertowałam jej stare stronnice. Zatrzymałam się na rozdziale o teleportacji, przytknęłam palec przy odpowiedniej linijce i odwróciłam się do Magnusa.
-Ej, a to tam woda w kiblu spłukuje się w drugą stronę- zapytałam odwlekając moment przeniesienia się do innego kraju.
-Nie, to w Australii-odpowiedziała na moje pytanie Clary.
-Szkoda, a ja już myślałam, że będę mieć jakąś zabawę z tej przygody.
-Aria? Czy ty czasem nie starasz się grać na zwłokę- powiedział Alec, czujnym wzrokiem wpatrując się w moją twarz.
-Może-stwierdziłam.- Dobra koniec cackania się, czytam zaklęcie.
Przeczytałam na głos zaklęcie i przy ostatnim słowie Magnus zawołał:
-Aria, to nie to zaklęcie!!!!
Było już za późno. Poczułam jak moim ciałem nagle szarpnęło i ni stąd ni z owąd znalazłam się w powietrzu. Przez chwile leciałam gdy nagle pod moimi plecami zmaterializował się stół. Usłyszałam dźwięk tłuczonej porcelany i zgrzyt spadających sztućców. Bolało. Podparłam się rękami, żeby się odepchnąć od drewnianej ławy i przy tym wpakowałam jedną dłoń do kartofli.
-Jebana porcelana.- wyksztusiłam  podnosząc się na nogi.
Spojrzałam na twarze gospodarzy i aż zamarłam z przerażenia. Choć znajdowałam się tak jak miało być na początku w londyńskim instytucie ten nie był z moich czasów, on... był z nimi...
- Mój boże, Tessa, Jem, Will, Jessamine, Henry, Charlotte...